Kto się poczuł duchowym krewniakiem Janusza Palikota, czyli do czego filozof - celebryta przyznał się Robertowi Mazurkowi...

Fot. Jan Lorek
Fot. Jan Lorek

Na początek zagadka: "Delikatny i wrażliwy, ale  dosyć nerwowy, co się objawia pewną zapalczywością. Autentyczny i intelektualnie uczciwy. Człowiek dobrej woli i nie krzywdzący innych". Czyja to charakterystyka? Kto zgadł - może być dumny ze swej przenikliwości. Bo to  Jan Hartman, profesor filozofii, etyk i ulubieniec TVN i innych mainstreamowych mediów, zapraszany zawsze, gdy trzeba "obnażyć"jakieś domniemane bezeceństwa Kościoła. We własnych oczach oczywiście.


Intelektualny guru antyklerykalnej lewicy próbuje swych sił w rozmowie z Robertem Mazurkiem na łamach "Rzeczpospolitej". Na początek  próbuje pójść utartym torem religijnych prowokacji:

Jezus nie zmartwychwstał. Mówię to, co powiedziałby każdy niechrześcijanin. Jednocześnie muszę dodać, że mnie ta sprawa prawie nie obchodzi. Natomiast Kościół, posługując się egzorcyzmami, zachowuje się dokładnie jak szaman. Bo egzorcyzm to szamaństwo uprawiane w dodatku przez ludzi, którzy doskonale wiedzą, iż to ciemnota, więc z całkowitą premedytacją. Ale szaman to szaman

- przekonuje człowiek "dobrej woli". Ale dziennikarz nie odpuszcza:

Czytam żywot świętego męża: „Po spotkaniu z nim chromi zaczynają chodzić, niewidomi odzyskują wzrok. Uzdrawiał z niepłodności"...

To oczywiście głupstwa. Oburzające jest, jeśli powtarza to ktokolwiek dotknięty wykształceniem, bo to znaczy, że brak mu minimum uczciwości intelektualnej

- komentuje, bez zmrużenia powiek Hartman. Robert Mazurek niezrażony ciągnie:

mam też drugiego świętego, o którym chcę wspomnieć. On nie tylko był bardzo mądry, ale czynił cuda i masowo uzdrawiał chorych.

No przecież nie uzdrawiał, to po prostu nieprawda!

- przerywa Hartman.

Kościół katolicki opowiada takie historie, by wzbudzić u prostych chrześcijan wiarę w swoje gusła i ciągnąć z tego korzyści. Proszę bardzo, mogą się sami oddawać szamaństwu, ale mnie uczciwość intelektualna każe nazwać to szarlatanerią

– peroruje filozof.

I tu następuje niespodzianka:

Przepraszam, że tak pana profesora nabieram , ale pierwszy święty mąż to Elimelech Weissblum, cadyk z Leżajska, a drugi to Salomon Rabinowicz z Radomska

– wyjaśnia Mazurek.

No i co?! Co pan sugeruje?! Nie mam żadnych większych inklinacji w stronę judaizmu niż w stronę katolicyzmu!

- irytuje się Hartman, oburzając się na "prowokację" i zapewne przeklinając w duchu, że tak dał się podpuścić.
Dalej następuje konfrontacja przekonań Hartmana, co do handlu relikwiami, które jego zdaniem nadal są pokaźną częścią dochodów Kościoła. I nawet teksty Gazety Wyborczej poświadczające zupełnie inny stan rzeczy - nie są w stanie go przekonać. Bo profesor swoje wie:


Co najmniej 
90 proc. katolików nie ma pojęcia o dogmatach, nie czytało Biblii i opowiada herezje. A te wysublimowane doktryny oddzielające zachowania katolików od magii są im kompletnie nieznane, bo prosty katolik wierzy, że rytualne ablucje, talizmany czy amulety – bo tym są choćby wizerunki świętych 
– mają swą bezpośrednią skuteczność


Własnie tak widzi polskie społeczeństwo rozmówca Roberta Mazurka. Z rozpędu obrywa się też Pawłowi Śpiewakowi za "opowiadanie bredni, w które wierzyć nie podobna",  "afirmowanie archaizmów" i bycie "konserwatywnym krętaczem". Ciekawiej robi się gdy dziennikarz zahacza o zasiadanie w żydowskim stowarzyszeniu  B'nai Brith ( którego Hartman jest wiceprzewodniczącym).

Jak pan może zasiadać tam z ludźmi, którzy praktykują gusła i zabobony jak ks. Weksler-Waszkinel czy rabin Schudrich?

- dziwi się Mazurek.

Jak widać, jest to skrajnie pluralistyczna organizacja, skoro mogą w niej zasiadać ateista, rabin i ksiądz. To możliwe, bo łączą nas głównie więzy towarzyskie, a przyświecają niekontrowersyjne, ogólnohumanitarne cele

– broni się Hartamn.

To klub przyjaciół i przyjaciół przyjaciół

– lawiruje. Aż w końcu zupełnie się gubi:

Mnie ludzie religijni nie przeszkadzają, natomiast na pewno niektórym członkom B'nai B'rith nie podobają się tego typu moje enuncjacje. (...). Problem w tym, czy jest to religijność głębsza, czy powierzchowna, zabobonna czy duchowa. Szanuję głęboką, metafizyczną religijność

– zapętla się coraz bardziej. 
W końcu Hartman przyznaje, że ma większe kłopoty z Kościołem katolickim niż judaizmem, bo przecież mieszka w Polsce i "żyje pod władzą Kościoła", która mu okropnie doskwiera. Dopytywany o przykłady owej włady i surowego "prawa" wyznaniowego wskazuje w końcu na konkordat oraz na fakt, że

dyskurs państwowy od ćwierć wieku pełen jest elementów doktryny katolickiej, a przestrzeń publiczna naznaczona symboliką chrześcijańską. W gmachach publicznych wiszą krzyże...

Dalej zaś dostrzega władze Kościoła nad programami nauczania w szkołach i - o zgrozo! - "fizyczny przymus" stosowany przy nauce religii w przedszkolach! O co chodzi? Otóż zdaniem Hartmana przedszkolaki, które nie chcą uczestniczyć w lekcjach religii są wyprowadzane za drzwi – co jednoznacznie kojarzy im się z karą.

Riposta Mazurka, który zapewnia, że  zna trzy publiczne przedszkola oraz jedno prywatne i w każdym i to dzieci uczestniczące w  lekcjach religii idą do innej sali – oczywiście nie przekonuje filozofa.

W Warszawie wygląda to inaczej. Polska norma jest taka, że małe dzieci niechodzące na religię wyprowadza się za drzwi

– upiera się. I dalej powtarza jak mantrę:

Państwo polskie podlega ogromnej presji i uległo potężnym wpływom Kościoła. I teraz to państwo musi się wreszcie uwiarygodnić w oczach społeczeństwa, że świeckość i neutralność światopoglądową traktuje serio. Że szanuje swoją konstytucję.


Na uwagę, że deklaracje te wyglądają jak próba uwiarygodnienia się samego Hartmana przed Ruchem Palikota z list którego zamierza kandydować do Europarlamentu wywiadowany  protestuje raczej miękko.

Myśli pan, że gdybym nie startował, mówiłbym co innego?

pyta. I zapewnia, że wiąże z Palikotem i jego partią wielkie nadzieje. Zaś jego samego wysoko ceni za "wiedzę i autentyczność".

A którą? Bo ja go pamiętam w roli liberalnego intelektualisty, katolickiego fundamentalisty i teraz bazarowego cyrkowca

– dopytuje Mazurek.

Na pewno zmienił poglądy, ja zresztą też, ale to nie świadczy przeciwko niemu

– usiłuje bronić się Hartman. I na koniec składa osobiste wyznanie:

Przyznaję się do pewnego intelektualnego pokrewieństwa z Januszem Palikotem.


I  akurat – w szczerość i autentyczność tych słów wątpić nie sposób.

ansa/ Rzeczpospolita (Plus Minus)

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.